Kala
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Aresden
|
Wysłany: Czw 20:03, 11 Sty 2007 Temat postu: LEGENDA O HELBREATH rozdz 9 |
|
|
Epizod 9Głos rozsądku
Maari była szczęśliwa w towarzystwie Kardana. Na jego widok jej serce biło mocniej.
Kiedyś wybrali się na wyspę Bleeding Island. Szli trzymając się za ręce. Zatrzymali się nad wodą. Był piękny poranek, słońce kąpało swe promienie w błękicie klarownej wody. Było widać żerujące tam ryby. Do ich uszu dolatywał śpiew ptaków budzących się ze snu. W zielonej trawie świerszcze grały romantyczną melodię. Zakochani spojrzeli sobie głęboko w oczy. Kardan przytulił ją i zaczął głaskać jej płowe włosy. Potem uniósł je i w miejscu gdzie się kończyły zaczął pieścić wargami jej szyję. Dreszcz przebiegł jej ciało. Kardan czuł narastającą rozkosz. Był bardzo delikatny, nie chciał jej spłoszyć…czekał na reakcję. Jego oddech, jaki czuła na swej szyi sprawiał przyjemność. Nie czuła lęku, ufała mu…odwzajemniła pocałunki. Jej ukochany mimo swej wielkiej siły, namiętnie i delikatnie ją przytulał i całował każdy centymetr jej ciała. Ona płonęła, mając wrażenie, że wyrusza w niebiańską podróż, w którą zabiera ją On jej ukochany mężczyzna. A gdy ich ciała połączyły się, w miłosnym uniesieniu sięgnęli raju. Nie zauważyli nawet, kiedy nastał wieczór. O zachodzie słońca to miejsce wydawało się być jeszcze piękniejsze. Tej nocy ślubowali sobie miłość w Świątyni Aresien. Wracali potem wielokrotnie tu, na wyspę by oddawać się namiętnościom prowadzącym ich na szczyty uniesień zmysłowych. Teraz Kardan zaostrzył swą czujność. Wpadał w szał, gdy Maari przez dłuższy czas nie odpowiadała na jego wołania. Potem na wyspie niby to żartem częstował ją trucizną ze swej szabli i patrzył na jej wielokrotne śmierci, po których to przepraszał i błagał o wybaczenie. Ona w imię miłości zawsze wracała do niego.
Pewnego dnia Kardan poprosił Maari by przeniosła się do jego bractwa. Wahała się długo, nie chciała zostawić swoich przyjaciół, wśród których była zawsze na piedestale. Kardan nalegał…W końcu uległa. Omówiła sprawę ze swym dowódcą Sogulem, a on jak zwykle uległ, dając zgodę. Jej przyjaciele nie byli zadowoleni z tego faktu. Mintiados, Boltar i inni ciągle pytali, kiedy wróci do nich.
Kardan natychmiast przyjął ją do swego bractwa. Dał jej też miecz, który razem zdobyli na polowaniu. Maari przyzwyczajała się do życia w nowej gildii. Poznawała ich zwyczaje oraz sposoby doskonalenia umiejętności. Była bystrą obserwatorką, więc dostrzegała pozytywy obyczajów i uwarunkowań tu panujących. Kardan jako dowódca doskonale radził sobie z ludźmi, wśród których miał ogromny autorytet i posłuch. Imponowało to księżniczce, podziwiała go. On natomiast poświęcał jej cały swój czas. Kochali się bardzo i pielęgnowali to uczucie. Lecz nie dane im było cieszyć się sobą zbyt długo. Pewnego dnia okazało się, iż Kardan za kilka dni musi wyjechać z Aresden z pewną misją na dłużej. Maari poprosiła go wówczas, by pozwolił jej wrócić do dawnej gildii, w której na nią czekali przyjaciele. Jakieś przeczucie nakazywało jej wracać. On nie chciał słuchać jej argumentów. Pieklił się obawiając, iż straci nad nią kontrolę. Ona tłumaczyła,…
- Na czas twojej nieobecności, chcę wrócić do swojej dawnej gildii. Tak będzie lepiej. Jestem z wami zbyt krótko…i nie zżyłam się z ludźmi aż tak mocno… w zasadzie jeszcze mnie dobrze nie znają.
- Nie, nie zgadzam się, wszystko będzie dobrze…zapewniał. Tu będą mieli na ciebie oko, będziesz pod opieką moich przyjaciół.
- Owszem twoich…a to różnica.
Nawet nie zauważyli kiedy podszedł do nich Khanza, zastępca Kardana.
- Kłócicie się?
- Nie, tylko próbuję przetłumaczyć swoje racje. Ale on mnie nigdy nie słucha…Odrzekła Maari, po czym odwróciła się do Kardana.
- Zrozum kochanie, moja dawna gildia jest mi bliska, to moja rodzina a w chwilach smutku najlepiej być wśród prawdziwych przyjaciół, pomogą mi przetrwać trudne chwile, tu będę samotna.
- Nie ma o czym mówić...Nie, nie, stracę kontrolę nad tobą, nie będę wiedział co robisz. Kardan obstawał przy swoim.
- Słuchaj Kardana…Wtrącił bez przekonania Khanza.
- Wiem, że powinnam wrócić do swoich i tam poczekać na ciebie…miałam sen, muszę zapobiec.
- Błagam…zostań…niech będzie jak jest…
Nie docierało do niego, nie słuchał głosu rozsądku i jak się później okaże popełnił wielki błąd, który zaważy na ich dalszym losie. Po całonocnej dyskusji Maari w końcu, dla świętego spokoju, jak zwykle uległa…i została.
|
|