FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Opowiadania w klimacie HB
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum BLOOD and HONOR Strona Główna » Plotki, ploteczki, dowcipy » Opowiadania w klimacie HB
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kielonek



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Czw 9:59, 23 Mar 2006    Temat postu: Opowiadania w klimacie HB

Jeśli macie zdolności (mniejsze lub większe), czas oraz dobry pomysł,
zachęcam do tworzenia opowiadań o HB.
Swojego czasu zorganizowany był konkurs na serwerze HBPLD.
Autor najlepszego opowiadania miał otrzymać naprawdę pokaźną sumkę Smile
Konkurs cieszył się dużym zainteresowaniem.
Można tam było przeczytać naprawdę ciekawe prace.

Wy też możecie się wykazać !

Piszcie śmieszne, straszne, tajemnicze, poprostu ciekawe opowiadania, bądź historie, które przydażyły wam się w świecie HB.

Pokażcie innym, że w grze Helbreath też można doświadczyć ciekawych przygód.

Niech wodze fantazji kierują waszym piórem....
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kielonek



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Czw 10:00, 23 Mar 2006    Temat postu: Książe ciemności.

- BELIAAAAAL, BELIAAAAL....KREEEW...MROOOK....WZYWAM CIĘ....!!!
Budzę się z przerażeniem. Serce jeszcze wali jak opętane, a po twarzy spływa zimny pot. Znów nawiedzają mnie koszmary, lecz ostatnio jak by przybrały na sile. Co to za głosy, czego chcą...? Z wściekłością podnoszę się, w końcu czas zacząć kolejny dzień mojej marnej egzystencji. Ciągle z zaciśnięta pięścią i z grymasem złości na twarzy opuszczam Warehouse. Po drodze odpycham jakiegoś gołego żebraka, który znów prosi o pieniądze i do tego pałęta się pod nogami. Na dworze powoli rozjaśnia się. Słońce mnie dziś jakoś dziwnie oślepia, mrużę oczy, nieprzestając przeklinać.
- Czas poprawić sobie humor - myślę pod nosem. Niech poleje się krew, niech poleci dziś pare elvińskich niewiernych głów, a może to poprawi mi humor.
Chwytam, więc za przypięty u mego boku ostry jak brzytwa rzeźnicki topór. Głaszczę go dumnie, bo wiem, że dziś spotka go uczta. Spokojnie ruszam w kierunku Midlelandu, obmyślając nowy sposób zabicia pierwszego przypadkowego elvina. Nie musze długo czekać, już z daleka dostrzegam zakapturzoną postać wesołego maga, który swawolnie hasa, delektując się urokami dnia. Na pewno nie jest świadomy, ze już za chwile poczuje smak mojego ostrza. Źrenice zaczynają mi się zwężać, dłoń coraz mocniej zaciska topór, napinam mięśnie i rzucam się do ataku....
Niczym wściekły pies dopadam swoją ofiarę. Dziki wrzask i niepohamowana złość powodują, że niemal każdy cios dochodzi do celu. Wreszcie wykonuje ostatnie cięcie, po którym słychać tylko odgłos upadającego bezwładnie ciała. Dawno nie pamiętam w sobie takiej agresji, mój ociekający krwią topór przyprawia mnie o pierwszy dziś uśmiech.

Słońce jest już wysoko na niebie, co dziwne strasznie mi to przeszkadza. Czuje się nie swojo. Musze się schować, musze się ukryć. Swoje kroki kieruje do ciemnych i zimnych kopalni. Nie lubiłem tu nigdy gościć, lecz dziś mrok i chłód sprawiają mi dużą przyjemność. Schodzę coraz niżej i głębiej. Przedzieram się przez hordy szkieletów i zombi. Niszczę i plądruję wszystko na swojej drodze, pozostawiam za sobą stertę ciał, gdy nagle....
-Witaj wędrowcze....wiedziałem, że przyjdziesz.
-Co to? Co się dzieje? Kim jesteś? - pytam przerażony.
Na mojej drodze stanął wysoki, ubrany w mieniące się szaty, trzymający w ręce potężna magiczna wandę....LISZ.
- Oto jesteś - rzekł ochrypłym głosem. Podążyłeś za głosem...wypełniłeś zadanie...
- Zadanie? - pytam zdziwiony. - Niczego nie wypełniałem, nie wiem o czym mówisz, czego chcesz ode mnie?
- KREEEW....MROOOK - stłumionym głosem przemawia Lisz.
W jednej chwili zamarłem. To były glosy z moich koszmarów, które nie dawały mi spać od tygodni, które wzbierały we mnie agresje i złość.
- Przelałeś dziś ludzka krew. Twój topór nosi jeszcze ślady dzisiejszej rzeźni, jakiej dokonałeś na wrogu. Ponadto zagłębiłeś się w mroku, schodząc tu, gdzie wcześniej bałeś się zejść. Wykonałeś zadanie. Usłuchałeś głosu. Jesteś wybrańcem !!!
- Wyyybrraańcemm ?- wymamrotałem zszokowany.
- Przed Tobą już ostatnie zadanie. Zadanie, które wyniesie cię ponad innych. Zadanie, po którym będziesz wielki i potężny, a twoje koszmary odejdą na zawsze.
- Moje złe sny odejdą? Mów co mam zrobić !! Chcę już mieć to za sobą !! Chcę mieć wreszcie święty spokój !! - unosząc głos, poczułem jak strach odchodzi i ponownie wzbiera się we mnie gniew i złość.
- Ha Ha - zaśmiał się Lisz. - A więc dobrze. Wysłuchaj mnie: Udaj się do areskiego ogrodu. Tam wśród kniei znajdź...znajdź...znajdź i zabij...zabij...JEDNOROŻCA. Nie będzie to łatwe, lecz gniew, który w sobie zbierasz, złość, którą ci przekazałem i agresja, która cię karmi ułatwi ci to zadanie.
- Niech i tak będzie !! - wykrzyczałem. - Zabije go, lecz ty znikniesz z moich snów i odejdziesz na zawsze !!
- Ha Ha...Tak wędrowcze....ja już nie będę cię więcej niepokoił.

Szybkim, pewnym krokiem wyszedłem z kopalni. Udałem się, tak jak mi kazano, do areskiego gardenu. Kiedyś lubiłem to miejsce. Zawsze pełno tu było kwiatków i rozłożystych drzew. Na polanach pasły się renifery, a niegroźne zielone stworki przesiadywały przy wodopoju. Teraz już nie potrafię się tym cieszyć. Przyświeca mi tylko jeden cel, a w głowie słyszę tylko...Zabij....Zabij...Zabij JEDNOROŻCA. Zwalniam kroku. Słyszę tupot kopyt. A zza gęstej kępy promieniuje jasna poświata. Nie mam wątpliwości, znalazłem UNICORNA. Wyglądał niesamowicie. Biała sierść i długa grzywa mieniła się w słońcu. Z dużym wdziękiem skubał soczystą trawę. Na głowie miał róg. Długi, solidny, magiczny róg.
- Róg...właśnie...zdobędę róg, a tym samym udowodnię, że zabiłem JEDNOROŻCA. - pomyślałem, uśmiechając się szyderczo.
Chwila skupienia, wzrok utkwiony w jednym punkcie, oczy zmrużone, czuję przypływ energii, cos popycha mnie do przodu, dłoń się zaciska, przyspieszam kroku, biegnę, przez zaciśnięte zęby wydaje przeraźliwe krzykniecie, serce wali jak opętane, czuje jak bym w sobie miał podwójną moc, podwójną siłę i z wrzaskiem wykonuje zamach. W dzikim szale, ze zdwojoną szybkością obracam toporem, tnę ile mam sił, ciągle napieram. Jednorożec początkowo nie reagował, lecz gdy poznał moje prawdziwe zamiary, zaczął się miotać, kopać. Nieskazitelny wcześniej róg stal się teraz bardzo potężna bronią. Jego magiczna moc poniewierała mnie na boki, a ostry koniec ranił moje ciało. Lecz i ja czułem się pewnie, coś dodawało mi odwagi, leczyło rany i popychało do jakże nieludzkiej i krwawej walki. Totalnie wyczerpany, częściowo zamroczony, mdlałem wykonując ostatnie zamachy. Osunąłem się na ziemie nie znając wyniku stoczonej potyczki ani swojego dalszego losu. Poczułem wielka ulgę.

Obudził mnie chłód. Leżałem na jakiejś zimnej posadzce. Czerwona poświata lekko oświetlała pomieszczenie. Czuć było zapach siarki i zgniliznę zepsutego mięsa.
- Gdzie jestem? Co tu robię? - zacząłem się szamotać, próbując przypomnieć sobie wszystko.
- Jesteś w domu !! Jesteś tu gdzie czujesz się najlepiej !! - rozległo się z głębi. - Jesteś tym co zwyciężył !! Jesteś wybrańcem !! Jesteś tym co mnie uwolnił abym dal ci moc!! Jesteś wojownikiem ciemności !! Jesteś tym kto będzie rządził !! - głos był coraz wyraźniejszy. Z odchłani wyłonił się ON - pan piekieł, prawdziwy DEMON. Wielki na trzy metry, o skórze czerwonej jak krew, z rogami na głowie i skrzydłami na plecach. Podszedł do mnie i przemówił dalej :
- Jesteś teraz księciem piekieł !! Jesteś ten co nie ma pana, moja siła jest w tobie, a imię twoje to BELIAL !!!
- Belial ? znam to imię - znów przypomniał mi się nocny koszmar.
Wszystko wydało mi się jasne. Byłem złym człowiekiem, na tyle złym by dopomóc czarnym siłom pokonać i zgładzić ostatnią ostoje pokoju, sprawiedliwości i dobra – jednorożca.
A wiec pokonałem go, zło wygrało. Tym samym otworzyłem drzwi dla ciemnych mocy, dla mocy samego pana piekieł, aby będąc we mnie ujrzały światło dzienne i siały strach i spustoszenie. Odziedziczyłem wielką moc. Już nic nie stanie mi na drodze. Będę budził postrach, będę przelewał krew, będę esencją nienawiści i zła. Ucieleśnieniem wrogości i zemsty. Uścielę elvińskie miasto setkami ciał. Elvińska niewierna krew będzie płynąć ulicami. Nie będę znał litości. Będę tylko ja, mój gniew i rzeźnicki topór.
-LEKAJCIE SIE GRACZE SWIATA HELBREATH. Syn zła nadchodzi....
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Redoro(zabojca)



Dołączył: 28 Mar 2006
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Śro 21:36, 29 Mar 2006    Temat postu:

No opowiadanie 1 klasa , niema co moja geneza postaci nawet sie do tego nieumywa respekt Wink
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kala



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: Aresden

 Post Wysłany: Nie 21:31, 02 Kwi 2006    Temat postu: W objęciach bieli

"W objęciach bieli"


Middleland jak wiadomo jest najważniejszym obszarem w Świecie Helbreath,To tutaj mają miejsce starcia dwóch zwaśnionych narodów. Jednak nikomu z pośród tych, którzy otrzymali prorocze powołanie nie udało się zgłębić prawdziwej wiedzy. Między innymi na temat przeznaczenia trzech wybudowanych przed eonami pomników. Pewnego, pogodnego poranka, wojowniczka Aresden o imieniu Maari, uwielbiająca samotne wyprawy, szukała magicznych itemów oraz bezpiecznego schronienia. Przemierzając Śródziemie natrafiła na dziwne monumenty, dwa identyczne ostrosłupy o ściętych wierzchołkach oraz trzeci zakończony ostrym zwieńczeniem. Przyglądała im się uważnie. Na każdym z nich zauważyła wyryte znaki, na dwóch były identyczne, natomiast na trzecim były zupełnie inne. Te iglice są zagadką większą jak sama legenda o pojawieniu się wybrańca. Nikt, bowiem do tej pory nie zdołał odczytać i przetłumaczyć wyrytych na monumentach znaków, przypominających starożytne pismo runiczne Sumerów. Maari zastanawiała się...dwie z iglic, te identyczne wskazywały niejako kierunki świata. Jedna kierunek północno-zachodni druga południowo-wschodni Trzecia iglica odmienna, otoczona woda, stała na szlaku do Elvine...Cóż to mogło oznaczać...i czemu miało służyć...? Zapewne były to przekaźniki energii płynącej z drugiego wymiaru w kierunku nie zniszczonej zrębem czasu wieży Tower.of Hell.. Z tą myślą ruszyła w dalszą drogę by zejść ze szlaku i wędrować po najmniej uczęszczanych okolicach. Wielokrotnie stawiała czoła niebezpieczeństwom napotykanym na swej drodze A, że mieczem władała jak wytrawny rycerz, nie straszne jej były napotkane potwory. Sztuki walki uczyli ja najlepsi mistrzowie arescy. Była bardzo bojowa a chęć przeżycia dodawała jej sił. Znała się również na czarach. Te umiejętności wpajał jej Mistrz Miasta niejaki kapłan Artine, który władał magią na najwyższym kręgu wtajemniczenia. Był to czarodziej o wyjątkowo miłym usposobieniu. Lubił uczyć młoda wojowniczkę i wprowadzał ją w arkany magii z wielką przyjemnością. Ona słuchała uważnie, więc przyswajała szybko, bardzo przydatne teraz czary, które wielokrotnie ratowały jej życie.
Śródziemie opuściła za pomocą magicznego teleportu, który przeniósł ją, na Ice Bound. Biel mroźnej krainy rozciągała się po horyzont. Padał śnieg, ziemię skuwała lodowata powłoka, wszystkie wody pokryte grubą zamarzniętą taflą. Zimno przeszywało do szpiku kości. Zziębnięta szukała jakiegoś przytulnego miejsca. Tu i ówdzie natrafiała na resztki zabudowań oraz drewniane mosty w zupełnie przyzwoitym stanie. Tylko ludzkiej istoty nie było widać. Pałętały się za to nieznane paskudztwa, z którymi dawała sobie jakoś radę. Gdy Dire Boar stanął na jej drodze, przyjrzała mu się dokładnie. Był zadziwiająco podobny do guźca. Wielkie i muskularne, metalicznie połyskliwe cielsko, z czerwono krwistą, szczeciniastą grzywą od łba poprzez kark i równie czerwonymi od wewnątrz uszami łypało groźnie swymi małymi ślipkami. Widać było, że gotowi się do ataku...wtem ruszył...lecz zbyt wolno i w pierwszej kolejności stracił swe przerośnięte, haczykowato zakrzywione kły. Reszta opasłego cielska potwora była już łatwa do pokonania. Gdy cięła go swym wielkim mieczem wydawał z siebie dźwięki, które nie wzbudzały w niej żadnego respektu. Padł … Po chwili przykołował lodowy Golem potem drugi. Kręciły się wokół uderzając długimi kończynami a do tego próbowały zamrozić ją swym lodowatym oddechem. Kilka cięć mieczem i Golemy zamieniły się kupki śniegu. Rozejrzała się…W pobliżu mostu ujrzała dziwoląga. Miał czerwony wielki łeb, z którego wyrastało pięć wypustek zakończonych kulkami. Oczu nie było widać, widocznie te wyrostki były czułkami, dzięki którym potworek wyczuwał swą ofiarę na odległość. Bezpośrednio z wielkiego czerepu wyrastała para czaplich odnóży. ...co za szkaradztwo pomyślała... Wtem łeb na dwóch nogach zaczął biec kołyszącym ruchem w jej kierunku. Mieniąc się kolorami czerwonym, żółtym i różowym wydawał z dziwnego otworu syk pomieszany ze świstem. Przy tym przysiadał, na swych długich nogach. Maari zwinnie dobyła miecza i cięła, potwora po czerepie, aż rozbryzgał się plazmą i znikł. ...Tfu…ale ohyda... Niedobrze jej się zrobiło i poczuła, że zbiera się na wymioty. Szybko wypiła magiczny czerwony eliksir, jaki miała w plecaku i rozejrzała się po okolicy. Odłożyła miecz do pochwy przy lewym boku. Ten wielki miecz wzmocniony magicznymi czerwonymi kamieniami był jej wielkim atutem. Miała również za skórzanym pasem u prawego boku Bettle Hamera, świeżutko wykutego przez kowala Aresden o imieniu Wrungus, .Kowal kując tego Hammera wiedział, iż musi stanąć na wysokości zadania, toteż wykuł prawdziwe cacko, które stało się śmiercionośną bronią na duże potwory...
Dostrzegła wreszcie w miarę bezpieczne miejsce w pobliżu filarów mostu. Podeszła i przykucnęła, chcąc rozpalić ognisko i ogrzać zmarznięte członki. Nie tracąc czujności rozejrzała się za czymś, co nadawałoby się do spalenia.
Wtem do jej uszu dobiegł ledwo słyszalny szelest. Powolutku bez zbędnych ruchów wyprostowała się, dobyła miecza i trzymając oburącz nad głową odwróciła się. W jej kierunku sunęła postać złudnie przypominająca syrenę. Pół kobieta, pół ryba. Jej ogon zamiast płetwy wydłużał się i wił jak wąż. Na domiar z pleców wyrastały dwie pary skrzydeł jak u ważki.
Maari zapytała w myślach. kim jest...i ku wielkiemu zdumieniu...usłyszała ludzki głos.
Z bladych usteczek, których kąciki lekko się uniosły wydobył się przeciągły syk.
- Frost, królowa tej krainy. Wojowniczka cofnęła się o krok...ta bestia czyta w moich myślach... mocniej ścisnęła rękojeść miecza. Lodowato zimne oczy Frost zwęziły się jak szparki. Potworzyca zatrzepotała przeźroczystymi skrzydłami i wzbiła się w powietrze, po czym wydała z siebie przenikliwy pisk, rozchodzący się po ciele falą obezwładniającej grozy. Siła dźwięku odrzuciła dziewczynę w tył tak, że uderzyła plecami o drewniany filar pomostu. Na ułamek sekundy pociemniało jej w oczach. Szybko je otworzyła. Frost bezszelestnie płynęła ku niej z wycelowaną włócznią prosto w serce. Maari instynktownie odskoczyła w bok, unik i półobrót. Ostrze napotkało opór. Usłyszała wrzask. To mógł być jedynie krzyk bólu. Odcięty wężowaty ogon wił się na lodzie, nie krwawił. Frost zawróciła w locie i znów zaatakowała. Dziewczyna czekała, wyciągając w stronę stwora trzymany oburącz miecz. Skoczyła do przodu, tnąc na odlew, precyzyjnie trafiła potworzycę między piersi. Ta zawyła tak przeraźliwie, że wojowniczkę przebiegły kłujące ciarki. Frost wypuściła trzymaną włócznię a po chwili runęła na lód. Wojowniczka doskoczyła i przystawiła miecz do gardła. Już miała zadać cios ostateczny, gdy Frost wyciągnęła dłoń i nakreśliła znak wyglądający na prośbę o darowanie życia. Maari nie odrywając miecza od szyi potworzycy spojrzała kącikiem oka w bok. Cały czas czuła, że jest obserwowana. I rzeczywiście w dali na pomoście zauważyła, słabo widoczny w tumanach śniegu, czarny cień przypominający postać ludzką, Stał i przyglądał się jej. Jednak po chwili oddalił się i zniknął w śnieżnej zawiei.
W tej sekundzie Frost jęknęła.
- Litości...
Maari spojrzała w dół i cofnęła miecz. Potworzyca leżała u jej stóp całkiem bezradna, wyglądała zupełnie niewinnie.
- Dobrze daruje ci życie, ale w zamian za informacje, jakich potrzebuje. Powiedz mi czy jacyś ludzie zamieszkują te nieprzyjazne tereny.
- O nie, od pradawnych czasów panuje tu niezmiennie zima. Czasem zapuszczają się tu odważni i silni łowcy by zabijać nas w pogoni za magicznymi itemami. Jeśli chcesz, opowiem, co się tu wydarzyło dawno temu.
- Opowiadaj, ja tymczasem zbiorę trochę chrustu i rozpalę ognisko. Zmarzłam.
- Kiedyś…w czasach rozkwitu Helbreath, gdy Bogowie stąpali po Ziemi, Chojnie obdarowując ludzi Boską Mocą, w tej krainie pory roku zmieniały się cyklicznie a zimy były łagodne. Żyło tu plemię czczące Boga wojny Abaddona. Plemię zajmowało się głównie kłusownictwem i napaściami na inne ludy. W turniejach rycerskich zawsze odnosili zwycięstwa, bo od zawsze kochali walkę. Bóg był dumny ze swoich wyznawców. Chojnie obdarowywał ich wszelkiego rodzaju zbroją i orężem. Kiedyś zorganizował turniej między dwoma plemionami. Didaskalia Helbreath mieściło się na Middlelandzie…Tak się nieszczęśliwie stało, że plemię tym razem przegrało. Abandon wpadł w gniew i okrutnie ukarał swoich wyznawców zsyłając straszliwy mróz i wieczną zimę. Ludzie nie przetrwali tak nieprzyjaznego klimatu, wymarli a krainę zamieszkały potwory…
Maari słuchała opowieści grzejąc się przy ogniu. Dorzucając drewna nie traciła czujności. Usłyszała jakiś szelest …Błyskawicznie odruchowo chwyciła za miecz, lekko unosząc go w górę, skręt tułowia i cięcie…
Głowa Frost potoczyła się w stronę ogniska. Reszta bezgłowego ciała runęła na ośnieżoną powłokę ziemi. I w tej samej sekundzie zbroję przebiły ostre jak igły sople lodu. Przeszyły ciało…Poczuła, że zamarza, jej ruchy spowalniają, pogrąża się w bezruchu…zimno…niemoc. Resztką sił odłożyła miecz do pochwy i wolno przykucnęła przy ognisku. Tak trwała długa chwilę, po czym ciepło zaczęło rozchodzić się po jej ciele, serce wracało do normalnego rytmu…znowu biło miarowo. Już była bezpieczna...
Z odrętwienia wyrwał ją znajomy głos. Podniosła głowę i spojrzała w jego stronę. …To Van, towarzysz jej młodzieńczych flircików. Lubili się przekomarzać. Ich sprzeczki były dziecinne i krótkotrwałe. Spędzali z sobą sporo czasu ścigając się to znów pojedynkując na farmie dla sprawdzenia, kto silniejszy. Po czym chowali się za kominem kuźni, by chichotać tam do woli. Czasem, gdy posprzeczali się o głupstwa biegła do Dragoniego by się pożalić. Ach, Dragoni jak na swój wiek był bardzo poważnym chłopakiem. Zawsze znalazł mądrą radę, pocieszył, rozweselił.
Teraz patrzyła na Vana z podziwem. Stał przed nią wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w pięknej purpurowej zbroi, zapewne wykutej, z wielkim pietyzmem przez kowala. Bardzo się zmienił, wydoroślał…tylko oczy te same…niebieskie…
Wojowniczka uśmiechnęła się do rycerza.
- Widziałem z daleka, co się dzieje, biegłem by ci pomóc, ale doskonale sobie poradziłaś…
- Tak, podstępna Frost próbowała zmylić moją czujność. O jedno doświadczenie jestem bogatsza, gadającym potworom nie można ufać…Ale mów co tu robisz…
- Przyszedłem z gildią by zapolować na bestyjki, może trafią nam się jakieś cenne przedmioty. Przyłącz się do nas, są też twoje siostry Assa,Helin,Roq,Lila,Ema.
- A wiesz, chętnie sprawdzę swego nowego hammerka w boju.
W dali słychać było odgłosy walki. Ruszyła za Vanem... Na plecach znowu poczuła czyjś wzrok. Obejrzała się…nikogo nie było…lecz serce przyspieszyło rytm...
W tym czasie miłościwie władający ziemiami Aresden Sethus postanowił zwiedzić krainę wiecznej zimy, by zbadać tereny łowieckie a przy okazji zdobyć magiczne przedmioty, o których wieść niosła po Świecie Helbreath. Zabrał z sobą sporą drużynę najlepszych wojów i magów.
Okolica zimna i wietrzna pokryta bielą nie zwiastowała nic dobrego. Na ich drodze stawały potworki niespotykane nigdzie dotąd. Straż przednia pod dowództwem Tiritia rozprawiała się z Lodowymi Golemami, Beholderami i innymi stworami zadomowionymi tu na dobre. Po dłuższej wędrówce po Ice Bount obie drużyny spotkały się wśród śniegu i lodu by połączyć swe siły w walce z potworami. Wkrótce natrafili na prawdziwą bestię, nieco przypominającą smoka.
Na ich widok potwór o ogromnym połyskliwym cielsku rozwarł, wąska paszczękę, przepełnioną rzędami ostrych zębisków. Rozwinął błoniaste skrzydła i załopotał złowrogo z takim impetem, że tumany śniegu wzbiły się w powietrze tworząc istną zawieję ograniczającą widoczność. W tym momencie zakrzywione pazury zazgrzytały o lodową powłokę ziemi. Wywern zawył przeszywająco a fala dźwięku ogłuszyła ludzi. Stwór wzbił się w powietrze i runął na nich zadając błyskawiczne ciosy krogulczymi pazurami. Wojowie uderzyli z kontratakiem zadając celne razy. Łucznicy strzelali przeszywając ciało bestii. Magowie uwijali się wspomagając ich swymi czarami uleczającymi bądź dodającymi siły. Ciało Wywerny krwawiło obficie rozjuszając potwora jeszcze bardziej. Rozdziawił paszczę, uniósł swe cielsko osiadając zadem na tylnych łapskach i rzucił czar w postaci gradu ostrych, lodowatych bryłek, które przebijały zbroje zadając śmiertelne rany. Jednak czar ten był niczym w porównaniu z tym, co się nagle wydarzyło. Bestia wydała z siebie masywny podmuch zimnego wiatru, który w mgnieniu oka zamrażał walczących z nią wojowników pierwszej straży. By zaraz potem ich spowolnione ciała zaatakować z impetem, waląc pełną mocą łbem i ogonem, a każdy trafny cios był oznaką kolejnej śmierci. Zbroje dzielnych wojów były roztrzaskiwane a oni sami wyrzucani w powietrze by po upadku oddać ostatnie tchnienie…Widząc, co się dzieje, Ravenus dowódca Gwardii Królewskiej, zatoczył lewą ręką krąg. Elita ujrzawszy ten gest włączyła się do walki. Wiedzieli, że to rozkaz do otoczenia bestii, zwartym kręgiem i dokonania zmasowanego ataku. Ravenus to doświadczony strateg, obdarzony nieprzeciętnym zmysłem organizacyjnym. Dowodził licznymi akcjami, wyprowadzając drużynę zawsze zwycięsko z najtrudniejszych potyczek. W mgnieniu oka skoczył dwa kroki do przodu z mieczem wycelowanym prosto w serce bestii. Jednocześnie z jego prawej strony rosły Tiritio z wielką furią natarł swym kolczastym barbarianem na lewą, tylną łapę, gruchocząc gnaty ryczącego potwora, który zachwiał się z bólu. Od lewej strony Ravenusa, Wywernę dopadł Avigion i mieczem trzymanym oburącz ciął z niesamowitą siłą gdzie popadło. Drugą łapą zajął się Dragoni siekając zaciekle aż potwór zaczął szamotać całym cielskiem. Na przednie łapy rzuciły się siostry. Z tyłu nacierali Gunarios, Van, Sogul i inni zadając dotkliwe rany. Dzięki temu zdezorientowana bestia straciła kontrolę nad sytuacją i zaczęła miotać się, wykonując nieprecyzyjne ciosy na oślep. Atak rycerzy wspomagali łucznicy Adrini, Angusio, Balter. Królewscy magowie Magni, Shikitos, Rams,
czarami dodawali sił walczącym oraz uzdrawiali rannych. Wywern niezwykle wytrzymały, po raz kolejny uniósł cielsko i waląc skrzydłami uderzał boleśnie atakujących go rycerzy, którzy błyskawicznie przycięli mu skrzydła. I w tym momencie Ravenus zadał mu śmiertelny cios, zatapiając swój miecz głęboko po nasadę w sercu i rozpruwając cielsko po sam gardziel. Bestia runęła bezwładnie a moc w niej zawarta uwolniła się pozostawiając tylko…lodowe ciało potwora. Wojowie zebrali magiczne przedmioty, które pozostawił martwy Wywern... Dragoni, który zasłonił wojowniczkę swym ciałem, ratując jej życie, broczył krwią. On świadomy grozy sytuacji nie odstępował Maari na krok. Cały czas czujny, chronił ją biorąc wiele ciosów na siebie. Ona jednak czuła, iż czyjaś wielka moc nieustannie, uleczała ją podczas walki, magiczną aurą uzdrawiania...tak... kątem oka spostrzegła go tym razem...stał w oddali...promieniujący ogromną mocą..... Wielki Królewski mag Elvne ...ich spojrzenia spotkały się znowu, jak kiedyś, gdy przybył do Aresden by ją zabić. Patrzyła teraz w jego stronę nieświadoma, co się wokół dzieje...gdy nagle poczuła miażdżący cios w plecy...ciemność... i w tym momencie znowu otrzymała wielką moc uzdrowienia...spojrzała do tyłu...to rycerz elvne.. Przybył wraz z kompanami po łupy. Bo wieść o wyprawie aresów szybko rozeszła się po Świecie Helbreath. Wpadli między rannych i wycieńczonych za sprawą Wywerny. W oczach obu wrogich plemion ukazały się błyskawice nienawiści. Rozgorzała bitwa. Ostrza mieczy skrzyżowały się w krwawej walce na śmierć i życie. W ruch poszły topory i śmiercionośne młoty. Aresi rozgrzani walką z potężnym potworem szybko otoczyli kordonem elvinów niosąc śmierć intruzom... Odgłsy walki cichły...Wokół leżeli ranni i trupy współbraci oraz wrogów. A plamy krwi w objęciach bieli były kolejnym symbolem, niekończącej się walki w Świecie Helbreath. Król Sethus został ciężko ranny. Garstka pozostałych przy życiu zabierając rannych powróciła do Aresden. W mieście magowie opatrzyli rannych. Stan zdrowia wodza Sethusa był bardzo poważny. W Aresden zapanował smutek i trwoga, które przyćmiły radość i zdobyte doświadczenie z pokonania potwora....Zdrowie króla liczyło się najbardziej. Sethus był mądrym i sprawiedliwym królem, który nade wszystko miłował swój lud. Poddani odwzajemniali mu się darząc go wielkim szacunkiem i poważaniem.
Nadworni magowie sporządzali lecznicze mikstury. Przy łożu króla czuwali jego zaufani magowie-medycy. Poili nieprzytomnego małymi łyczkami, palili kadzidła, robili okłady ziołowe na rozległe rany. Król wracał do zdrowia...
Niedługo po tych wydarzeniach w Aresden potem w Elvine pojawił się mędrzec Wielki Kapłan poszukujący prawdy, dotyczącej narodzin wybrańca.Ów mędrzec noszący tajemnicze imię Rafios przekazywał napotkanym na swej drodze pewną sentencję :
…"Pokój, mimo obietnic proroków, nie nastąpił. Broń jest narzędziem użytku i symbolem wojowników...Wojownikiem trzeba się urodzić...nie można się nim stać, gdyż waleczne przymioty ducha i ciała, dane są mu z chwilą narodzin. Walka zaś jest jego żywiołem...Szanuj swoich wrogów! Ich słabość wynika ze sposobu myślenia, nie z braku umiejętności. Nie drażnij ich! Nie obrażaj ich! Daj czynom mówić za siebie!"
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Redoro(zabojca)



Dołączył: 28 Mar 2006
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Pon 18:17, 03 Kwi 2006    Temat postu:

Kala poprostu brak mi słow ......ale moze cos powiem, opowiadanie swietne ,Fabuła jest i to jescze wciaga niesamowicie , opisy miejsca akcji swietne jakbym tam byl poprostu wygląda jakbys tym żyła , brawooo plzz moree (poprawcie mnie jesli jakis bład)
Pozdrawiam :}
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Dragonus



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: stąd nie widać :P

 Post Wysłany: Pon 21:49, 03 Kwi 2006    Temat postu:

No opowiadania sa super Smile jestem pod wrazeniem Smile nawet poruszony... a nawet w pewnym momecie poczulem zazdrosc Razz przyznam sie ze tez pracuje nad pewnym opowiadaniem ale z gory mowie ze to nie bedzie zadna rewelacja. Nigdy przedtem jeszcze nic takiego nie pisalem Smile ale kiedys musi byc ten pierwszy raz Smile
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Soprano



Dołączył: 05 Maj 2006
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: Dąbrowa Górnicza

 Post Wysłany: Sob 13:07, 13 Maj 2006    Temat postu:

"Tajemniczy krzyk..."
Pewnego razu w świecie zwanym Helbreath, istniały dwa miasta Aresden i Elvine. Między nimi toczyły się ciągłe wojny. Ziemie tych miast były splamione krwią i łzami. Największe boje toczyły się na pl i ml. Codziennie ginęło dziesiątki wojowników i magów. Lecz to miało się zmienić.
W pełnie księżyca w obu miastach usłyszano potworny krzyk, nikt nie wiedział co to jest.
Następnego poranka z obu miast ruszyły wyprawy w poszukiwaniu tajemniczego źródła krzyku. Pierwsi ruszyli wojownicy i magowie z miasta Elvine., w chwile potem magowie i wojownicy z Aresden.. Wędrowali przez ml nie wiedząc że niedaleko idzie legion z wrogiego miasta. Teleport do następnej krainy pierwsi odnalazł legion miasta Aresden na czele miasta stał znakomity mag zwany Infuzjonem, znał on wszystkie czary, zaklęcia, klątwy oprucz jednego Earth Shock Wave. Na czele Elvine stała wojowniczka Dolores, świetnie posługująca się wszelkim orężem, lecz jej marzeniem był legendarny miecz zwany The Devastator. W połowie drogi przez Ice Bound oba legiony spotkały się. Nastała wielka cisza. Aż oba miasta ruszyły do ataku. Była to długa i męcząca walka wielu z nich poległo lecz pozostali przy życiu, w tym Infuzjon i Dolores postanowili razem szukać źródła krzyku. Przemierzali Ice Bound i zwiadowca z Aresden zauważył Teleport do następnej krainy ,lecz dojście do niego nie było takie łatwe. Teleportuj strzegała olbrzymia bestia od lat siejąc postrach w tej krainie. Była to Ice Wyverną. Nie ryzykując straty ludzi połączone wojsko obu miast przesło na Invisibility. Następną krainą było Druncnian City. Mroczne miasto w którym żyły przeruzne stwory. W drodze przez Druncnian City spotkali 5 Helclawów . Walczyli z nimi mężnie, pokonali potwory lecz zginoł zastępca dowódcy Aresden Marind. Pogrążeni w żałobie szli dalej w głąb Druncnian City wreszcie zobaczyli upragniony widok teleport do następnej krainy. Kraina ta zwana Infernią była jedną z najgorszych panowały tam 3 Fire Wyverny. W tym momencie gdy ujrzeli te stwory zwątpili czy iść dalej, lecz ciekawość ich mówiła im żeby szli dalej i odkryli źródło tajemniczego krzyku, więc szli dalej z dala od tych stworów z nadzieją że ich nie zauważą.
Po jakimś czasie coś się zaczęło dziać świat zaczął wirować i wokół nich pojawiło się jasne światło. Zostali przeniesieni do krainy o której nigdy nie słyszeli zwanej Abadon City i wtedy znowu usłyszeli ten przerażający krzyk. Wtedy zobaczyli go Pana grozy, zła, nienawiści i zniszczenia, władcę wszystkich stworów w świecie Helbreath. Był to Abadon. Infuzjon i Dolores całą noc obmyślali plan ataku.. Z rana ruszyli do boju 100 wojowników i 100 magów zaczęło atakować bestie z całych swoich sił, lecz już po chwili zauważyli że Abadonowi nic się nie dzieję. Wtedy Abadon pierwszy raz zaatakował, jednym czarem zmiótł połowę wojska. Wtedy z nieba spadły dwie rzeczy. Była to jakaś księga i miecz. Okazało się że to były dary od bogów dla nich Infuzjon wziął i nauczył się potężnego czaru Earth Shock Wave, a Dolores wzięła w rękę legendarny miecz The Dewastator. W tym momencie zginął ostatni wojownik z legionu. Infuzjon i Dolores samotnie staneli do walki z bestią. Mijał dni i noce, aż stało się nie możliwe ludzie wygrali z tym którego nawet bogowie się bali, pokonali Abadona.
Po ciężkich bojach Infuzjon i Dolores wrócili do swych miast jako bohaterzy, od burmistrzy dostali w nagrode Hero Sety. Następnego dnia Infuzjon pojechał do Elvine i oświadczył się Dolores. Mieli trójkę dzieci w których od urodzenia była moc. Miasta się połączyły i nastał wieczny pokój.
Lecz zło ciągle było blisko…

Mam nadziję że podobało się wam, może jeszce napisze jakies opowiadanie Very Happy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kala



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: Aresden

 Post Wysłany: Sob 13:29, 13 Maj 2006    Temat postu:

No Soprano spoko opowiadanko.Miłość aresa i elwinki... Razz Jeśli to twoje pierwsze opowiadanie to masz nie złe zaczątki pisarskie. Nie ostań się na tym ....pisz a zobaczysz,każde następne będzie lepsze Very Happy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
HeyLin



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

Skąd: Aresden

 Post Wysłany: Sob 4:40, 24 Cze 2006    Temat postu:

Legenda
Prolog: Przy ognisku

Zrobił głęboki wdech, wciągnął dym, i powoli go wypuścił. Większa część jego twarzy była schowana pod grubym, starym kapturem, a poza nim była tylko ciemność. Przy słabej poświacie jego fajki niemożliwe było zobaczenie rys jego twarz.

Przedstawił się jako bard - nikt mu jednak nie uwierzył, głos miał gruby i schrypnięty - i podejrzewaliśmy, że przemierzył niebezpieczny las samemu.

Jednakże, zaproponował, że opowie nam historię jeśli podzielimy się jedzeniem i ciepłem naszego ogniska. Zgodziliśmy się, nawet jeśli nie mogliśmy po prostu zostawić tego podróżnika w zimnym lesie. Rozsiedliśmy się wygodnie przy ogniu, trzymając w pogotowiu broń na wypadek zagrożenia i czekaliśmy na początek jego historii. Noc był lodowata, a jego niski, gruby głos rozniósł się po wzgórzu, po tym jak odłożył swą fajkę, otworzył usta i zaczął opowiadać.



Rozdział I : Księga rodzaju

Historia, którą mam zamiar wam opowiedzieć jest o tych, których nazywamy bogami. Słuchajcie uważnie ponieważ to prawdziwa historia...

Dawno temu, w zamierzchłych czasach, był tylko świat, w którym wymieszano całe tworzenie.

Setki milionów lat temu, świat zaczął się rozrastać i powoli zaczęły formować się w jego wnętrzu dwie moce. W trakcie ich wzrostu, moce odkryły świadomość i ego i rozdzieliły się w białe światło i ciemność. Białe światło sformowało się w kobietę i nazwało się Einhasad. Ciemność sformowała się w mężczyznę i nazwała się Gran Kain. Od tych dwóch istot rozpoczyna się cały wszechświat - to wiemy dziś.

Einhasad i Gran Kain połączyli swe siły aby wyrwać się z wnętrza świata. Świat rozpadł się na kawałki wszystkich rodzajów. Część kawałków stworzyło Niebo, niektóre spadły na dół i stały się Ziemią. Pomiędzy Niebem a Ziemią była Woda, a kilka kawałków stało się Lądem.

Duch świata nazwany Ether, został rozbity w trakcie rozrywania świata. Tak powstały zwierzęta i rośliny. "Stworzenie Początku" uformowało się z tego ducha, giganty były najlepsi z tego gatunku. Byli oni znani jako Mędrcy, ponieważ ich inteligencja była równie wielka jak ich silne ciała. Giganci obiecali utrzymać wiarę w Einhasad i Gran Kain, ponieważ działanie tych dwóch bogów stworzyło ich życie i świat. Einhasad i Gran Kain byli zadowoleni z gigantów i wyznaczyli ich na mistrzów wszystkich żywych stworzeń. Było to zanim pojawiła się śmierć i prawdziwy raj.

Einhasad i Gran Kain dali początek życiu wielu bóstwom. Pierwszych pięcioro dzieci zostało uprawnionych do władania ziemią. Najstarsza córka, Shilen, władała wodą. Najstarszy syn, Paagrio, kontrolował ogień, a druga córka, Maphr, kontrolowała ląd. Drugi syn, Sayha, został mistrzem wiatru. Dla najmłodszej , Eva, nie zostało żywiołów do władania, więc stworzyła ona poezję i muzykę. Podczas gdy inni bogowie byli zajęci swoimi domenami, Eva pisała poezję i wyśpiewywała je muzyką. I tak oto rozpoczęła się era bogów i nie istniało na ziemi miejsce bogom nieznane.



Rozdział 2: Stworzenie ras

Einhasad była boginią stworzenia i tworzyła formy używając swego ducha. Jej dzieci posługiwały się własnymi mocami do tworzenia życia z tych form.

Shilen wypełniła pierwszą formę duchem wody. Tak powstała rasa elfów.

Paagrio wypełnił drugą formę duchem ognia. Tak powstała rasa orków.

Maphr wypełniła trzecią formę duchem ziemi. Tak powstała rasa krasnoludów.

Sayha wypełnił czwartą formę duchem wiatru. Tak powstała rasa arteias.

Gran Kain był bogiem zniszczenia. Kiedy zobaczył pracę Einhasad, stał się ciekawski i zazdrosny. Postąpił tak jak Einhasad i stworzył formę na swoje podobieństwo. Potem udał się do Shilen, swojej najstarszej córki i poprosił ją o wypełnienie formy jej duchem. Shilen była zaskoczona i odparła mu, "Ojcze, dlaczego chcesz zrobić coś takiego? Einhasad, moja matka, jest odpowiedzialna za stworzenie. Proszę nie pożądaj mocy, która nie należy do ciebie. Stworzenie, które otrzyma życie od boga zniszczenia przyniesie tylko katastrofę."

Lecz Gran Kain nie poddał się. Po wielu pochlebstwach i długim przekonywaniu, ostatecznie otrzymał zgodę Shilen.

"Zrobię to. Lecz już oddałam ducha wody matce. Więc jedyną rzeczą jaką mogę dać są resztki." Shilen oddała ducha stojącej, przegniłej wody Gran Kain'owi. Gran Kain z chęcią go przyjął.

Jednakże, Gran Kain czuł, że tylko jeden duch nie będzie wystarczający dla jego stworzenia. Więc poszedł zobaczyć się z Paagrio, swoim najstarszym synem. Tak jak Shilen, Paagrio również ostrzegł swego ojca.
Jednak i on nie potrafił odmówić Gran Kain'owi, więc dał Grain Kain'owi ducha dogasającego ognia. Gran Kain z chęcią go przyjął.

Maphr również błagała ojca ze łzami w oczach jednak skończyła oddając mu ducha jałowej i skażonej ziemi. Sayha, z kolei, dała ojcu ducha dzikiego i gwałtownego wiatru.

Zadowolony, Gran Kain zebrał wszystko co zostało mu dane i zapłakał, "Popatrz na to żywe stworzenie, które tworzę! Popatrz na tych, którzy urodzili się z duchem wody, duchem ognia, duchem ziemi i duchem wiatru. Oni będą silniejsi i mądrzejsi niż giganci. Oni będą władać światem!"

Gran Kain krzyczał z wielką dumą na cały świat i wypełnił duchem stworzenie powstałe na jego podobieństwo. Jednakże rezultat był straszny. Jego stworzenie był słabe, głupie, przebiegłe i tchórzliwe. Wszyscy inni bogowie pogardzali stworzeniami Gran Kain'a. Przygnieciony wstydem swojej porażki, Gran Kain opuścił swoje stworzenia i ukrył się. Te stworzenia nazywane są ludźmi.

Rasa elfów była mądra i wiedziała jak radzić sobie z magią. Nie były one jednak mądrzejsze niż giganci. Jednakże giganci pozwolili elfom służyć im w politycznych i związanych z magią działaniach.

Rasa orków była silna. Posiedli oni niewyczerpaną siłę i stalową wolę. Nie byli oni jednak tak silni jak giganci. Jednakże giganci pozwolili orkom służyć im jako siły wojenne.

Rasa krasnoludów była uzdolniona. Były one dobrymi inżynierami, utalentowanymi matematykami i mistrzami w wyrobie narzędzi. Giganci pozwolili im służyć w bankowości i przemyśle.

Uskrzydlona rasa arteias kochała wolność i posiadała niespożytą ciekawość. Giganci chcieli pojmać i podporządkować wolne, latające stworzenia, lecz jak tylko arteias zamykany był w klatce szybko tracił siły i umierał. Giganci nie mając wyboru pozwolili latać arteias wolno. Arteias odwiedzali miasta gigantów dostarczając wiadomości z innych części świata.

Ludzie nie potrafili wykonać żadnej rzeczy więc zostali niewolnikami gigantów, wykonującymi wszystkie rodzaje posług. Życie ludzi nie było lepsze niż zwykłych zwierząt.



Rozdział 3: Wojna bogów

Gran Kain był wolnym i nieskrępowanym bogiem. Jednakże popełnił wielki błąd uwodząc Shilen, swą najstarszą córkę. Romansowali ze sobą, unikając wzroku Einhasad, do czasu, gdy Shilen zaszła w ciążę. Gdy Einhasad się o tym dowiedziała, wpadła w furię. Odbierając córce pozycję bogini wody, Einhasad rozkazała wygnać Shilen z kontynentu. Gran Kain odciął się od tej sytuacji, więc Shilen pozostało samej pogodzić się z losem.

Będąc w ciąży, Shilen uciekła na wschód. Głęboko we wnętrzu mrocznego lasu, porodziła - przeklinając Einhasad i Gran Kain'a - doświadczając straszliwego bólu.

Dzieci urodzone w straszliwej rozpaczy i gniewie jej klątw stały się demonami. Najsilniejsze istoty pośród nich były nazywane smokami.

Było sześć smoków urodzonych z klątwami przeciw sześciu bogom. Shilen była przepełniona gniewem do Einhasad, która ją wygnała, oraz do Gran Kain'a, który uwiódł a później porzucił. Zbierając w siłę swe dzieci, stworzyła armię by ukarać bogów.

Najsilniejszym smokom rozkazano przewodzić armii demonów w walce z bogami. Słysząc to, Aulakiria, smok światła, spojrzał na Shilen smutnymi oczami i powiedział:

"Matko, nie wiesz co czynisz. Czy naprawdę chcesz zniszczenia bogów? Czy naprawdę chcesz by twój ojciec, matka i rodzeństwo padli na ziemię w kałużach własnej krwi?"

Jej apel nie zmienił zamysłu Shilen.

W końcu, demony najechały pałac, gdzie zamieszkiwali bogowie i rozgorzała zaciekła bitwa. Sześć smoków zniszczyło wszystko w pałacu. Nawet bogowie byli przerażeni niewiarygodną mocą smoków. Bitwa, wydawało się, miała się ciągnąć w nieskończoność. Gdyby wojna nie została przerwana, świat przestałby istnieć a wszystkie żywe stworzenia uległyby anihilacji.

Liczni posłańcy bogów i demony zostały zniszczone lub zniknęły. Każdy dzień rozbrzmiewał gromem i błyskawicami, gdy siły brutalnie ścierały się ze sobą w niebiosach. Giganci i inne żywe stworzenia na ziemi drżały obserwując straszliwą walkę na niebie.

Zaciekła walka trwała kilka lat, jednak stopniowo przewagę brała jedna ze stron. Pomimo wielu odniesionych ran, Einhasad i Gran Kain posiadali większe moce i zniszczyli rzesze demonów.

Smoki kontynuowały walkę, pomimo głębokich ran i wielu blizn. Ich zmęczenie stawało się coraz bardziej widoczne. Po czasie, wydawało się, że wojna zakończy się całkowitym zniszczeniem armii Shilen. Na koniec, smoki rozpostarły swe skrzydła i zaczęły uciekać w kierunku ziemi. Podążały za nimi demony, którym udało się przeżyć. Bogowie chcieli dobić uciekającą armię - jednakże z powodu własnych ran, wszystko na co było ich stać to obserwowanie wycofywania się smoków i demonów.

Shilen nie mogła poradzić sobie ze smutkiem, który towarzyszył śmierci jej dzieci i końcowi wojny. Stworzyła więc i rozpoczęła swe rządy w Underworld .



Rozdział 4: Wielka powódź

Po tym jak Shilen odeszła, Eva odziedziczyła prawa do władania wodą. Lecz Eva miała bojaźliwą naturę, a będąc świadkiem strasznego końca swej starszej siostry i wojny między bogami, stała się jeszcze bardziej strachliwa. Aby uniknąć ciężaru odpowiedzialności jaki na nią spadł Eva wykopała tunel na dnie jeziora i schowała się w nim.

Bez bogini, która by nimi rządziła, duchy wody nie miały zadań i zaczęły błądzić bez celu. Zbyt dużo wody wpłynęło w jedno miejsce i sformowało olbrzymie moczary. W innych natomiast miejscach woda nie płynęła w ogóle - tam powstała pustynia. Zdarzało się, że część kontynentu nagle zatapiała się w oceanie lub z nikąd wynurzała się nowa wyspa. W kilku miejscach padało dzień i noc dopóki wszystko prócz wierzchołków najwyższych gór nie znalazło się pod wodą.

Gdziekolwiek nad wodą znajdował się kawałek lądu zbierały się tam wszystkie żywe stworzenia aby utrzymać się przy życiu, a kawałek ten pogrążał się w chaosie. Zarówno na kontynencie jak i w oceanie wszystkie stworzenia cierpiały. W imieniu wszystkich stworzeń giganty poprosiły bogów o pomoc.

Einhasad i Gran Kain przeszukali cały kontynent i w końcu odnaleźli jezioro w którym ukryła się Eva.

"Eva, zobacz co się stało ponieważ unikałaś odpowiedzialności. Niszczysz harmonię tego kontynentu, który stworzyliśmy z takim zaangażowaniem. Nie będę tego tolerowała jeśli wciąż nie będziesz mi posłuszna." Einhasad była tak wściekła, że jej oczy zapłonęły ogniem.

Z powodu powodzi, niezliczone ilości gigantów i innych stworzeń przeniosły się do świata Shilen. Wywołało to zazdrość Einhasad. Drżąc ze strachu, Eva podporządkowała się matce. Kiedy Eva podjęła swoje obowiązki by opanować wodę, katastrofa stopniowo zaczęła ustępować. Jednak niemożliwe było przywrócenie porządku na całym kontynencie, który popadł w ruinę.



Rozdział 5: Wyzwanie gigantów

Giganci zaczęli żywić sceptycyzm w sercach. Gran Kain udowodnił już swoją głupotę poprzez stworzenie nisko urodzonych istot zwanych ludźmi. W dodatku, w wyniku lubieżnego zachowania i zazdrości Einhasad, powstał Underworld oraz pojawiły się demony. W wyniku słabości i niekompetencji Eva, kontynent był w bardzo złym stanie. Ziarno wątpliwości zaczęło kiełkować w umysłach gigantów. Czy tacy bogowie zasługują na czczenie?

Giganci potrafili jeździć stworzonymi przez siebie rydwanami i mogli swobodnie wjeżdżać i wyjeżdżać z boskiego pałacu. Potrafili używać magii aby wywyższyć wyspę i żyć na wysokościach podobnie jak bogowie. Potrafili wydłużać długość swojego życia by wyglądało to tak jakby byli nieśmiertelni. Giganci zaczęli myśleć, że ich moc jest równa bogom. Pomimo swej mądrości stali się nadmiernie aroganccy.

I tak oto giganci dążyli do zostania bogami.

Rozpoczęli eksperymenty z modyfikacjami żywych organizmów w celu stworzenia nowych form życia. Giganci nazwali magię, która potrafiła czynić takie cuda "nauką".

Upojeni mocą, giganci zorganizowali silną armię do walki z bogami pomimo porażki w podobnym zadaniu Shilen, sześciu smoków i niezliczonej ilości demonów.

Bogowie widzieli przygotowania i byli zagniewani. Einhasad, która zastrzegła sobie prawo do tworzenia życia, w furii odebrało mowę. Poprzysięgła zniszczyć wszystkich gigantów na całym kontynencie i całym świecie. Gran Kain prosił ją uspokojenie się.

"Ponieważ jesteś Matką Tworzenia" - argumentował - "zniszczenie moją jest odpowiedzialnością. Zbyt dobrze wiesz przez co musiałem przejść, gdy pożądałem Twojej dziedziny

Ukażę giganty za ich aroganckie zachowanie. Jeśli nadal chcesz zniszczyć cały świat, będę walczył za Ciebie wszystkim co posiadam". Gran Kain nie chciał dopuścić do zniszczenia kontynentu bez względu na cenę - więc jego interwencja bardzo obraziła Einhasad. Jednakże, ponieważ mieli równy status, nie mogła go powstrzymać.

W końcu Einhasad poszła na kompromis. W celu ukarania gigantów, zdecydowała pożyczyć młot Gran Kain'a - znany jako Młot Rozpaczy. Ze względu na swoją wielką moc niszczenia, nawet Gran Kain nigdy nie użył tej broni. Tym razem w furii, Einhasad podniosła młot wysoko ponad głowę i opuściła w centrum miasta gigantów.



Rozdział 6: Koniec wieków

Dopiero, gdy czerwone płomienie zaczęły padać z nieba giganci zdali sobie sprawę jak głupi błąd popełnili. Sięgnęli w górę w połączonej sile aby odchylić wściekłe uderzenie Młota Rozpaczy zadane przez Einhasad. Jednak pomimo mocy gigantów, w niewielkim stopniu zmienili kierunek uderzenia młota, który pojawiwszy się nad światem opadł na miasto.

To wystarczyło by zniszczyć największe miasto świata, niezliczona ilość gigantów i innych ras została natychmiast zmiażdżona. Olbrzymia dziura powstała w ziemi, a ogromne fale uderzeniowe przeszły po całej jej powierzchni. W końcu, prawie wszyscy giganci zginęli.

Ci z gigantów, którzy przeżyli, uciekli na wschód aby uniknąć gniewu Einhasad. Ich trasa ucieczki była podobna do tej, którą uciekała Shilen. Einhasad kontynuowała polowanie i paliła gigantów jednego po drugim uderzeniami błyskawic. Pozostali zbiegowie trzęśli się w strachu i modlili się do Gran Kain'a.

"Gran Kain'ie, Gran Kain'ie! Zdaliśmy sobie sprawę z naszych błędów. Tylko ty możesz powstrzymać gniew i szaleństwo Einhasad. Nie pozwól nam zginąć, nam którzy urodziliśmy się w tym samym miejscu co Ty, nam którzy jesteśmy najmądrzejszymi i najsilniejszymi istotami na ziemi!"

Gran Kain nagle poczuł przytłaczające współczucie dla tych biednych stworzeń i pomyślał, że giganci wycierpieli już dostatecznie dużo za ich wykroczenie. Spiętrzył więc najgłębsze wody południowych mórz i zablokował drogę Einhasad.

Einhasad krzyczała w złości: "Cóż to? Kto warzy się mi przeszkadzać?? Eva, moja ukochana córko, pozbądź się wody, która blokuje moją drogę w tej chwili lub szykuj się by podążyć śladami swojej starszej siostry!"

Eva bała się Einhasad więc natychmiast przywróciła wodę do morza. Einhasad kontynuowała swój pościg za gigantami, zabijając ich jeden po drugim. Giganci zapłakali ponownie do Gran Kain'a.

"Gran Kain'ie! Najpotężniejszy z bogów! Einhasad kontynuuje swój pościg, zdecydowana by nas wyniszczyć! Modlimy się do Ciebie, miej litość i ocal nas!"

Gran Kain spiętrzył ziemię na której stali giganci. Wielki klif utrudnił pościg Einhasad więc zakrzyknęła głośnym głosem.

"Maphr, moja ukochana córko! Kto ośmiela się mi przeszkadzać?! Natychmiast obniż ląd. Lub bądź gotowa by podążyć w ślady swojej siostry!"

Przerażona tymi słowami, Maphr próbowała obniżyć ziemię, lecz Gran Kain powstrzymał ją.

"Einhasad, dlaczego już nie przestaniesz? Cały ląd zna Twój gniew i drży przed Twoją złością. Mądrzy lecz głupi giganci poznali swój błąd na wskroś. Popatrz sama! Rasa dumnych i szlachetnych istot - które rządziły światem - chowa się na wąskim skrawku ziemi i drży w strachu szukając ucieczki przed Tobą! Już więcej nie będą potrafili wyzwać bogów. To miejsce na wieki pozostanie więzieniem gigantów. Opanuj swój gniew, Twoja zemsta się spełniła."

Einhasad nadal była przepełniona gniewem, nie mogła jednak wystąpić przeciw życzeniom Gran Kain'a - posiadał on siłę równą jej własnej. Zdecydowała więc, że tak jak rzekł Gran Kain, lepiej będzie pozostawić giganty na tym wąskim, jałowym lądzie aby po wieki żałowali swoich grzechów, niż zabić ich wszystkich. Zakończyła swoje polowanie i powróciła do domu.

Po tych wydarzeniach, Einhasad rzadko mieszała się w wydarzenia na Ziemi, ponieważ była bardzo rozczarowana jej istnieniem. Gran Kain również zgodził się nie pojawiać się na Ziemi. Era bogów zmierzała się ku końcowi.



Rozdział 7: Powrót do ogniska

Nieznajomy przerwał swoją historię.

Zafascynowani opowieścią, nie poruszaliśmy się w trakcie, gdy opowiadał historię naszego świata. Jego głos, mimo, że miękki, głęboko wnikał w nasze głowy - jakby był magiczny. Mit, który opowiadał był zupełnie inny od tego, który znaliśmy, jednak nikt nie protestował. My, najwytrawniejsi wojownicy wszystkich krain, byliśmy podekscytowani, nerwowi, baliśmy się nawet tego zwykłego człowieka. Kiedy nieopodal sowa poderwała się do lotu, wzdrygnęliśmy się na odgłos uderzeń jej skrzydeł.

Nieznajomy zachichotał, uniósł tlącą się fajkę do ust i kontynuował swoją historię.

"Nie odrzucajcie mojej opowieści ponieważ różni się od tych o bogach, które znacie. Nie ma żadnego dowodu, że wasi księża są bliżsi prawdy niż wędrowny poeta. Historia bogów jest wolą bogów - nie ludzi. Więc jak zwykły ksiądz może znać prawdę? Słuchajcie ponownie. Oto historia świata po zniknięciu bogów. Oto wasza historia."



Rozdział 8: Pokłosie

Na świecie podniosła się wielka wrzawa po nagłym zniknięciu gigantów. Przyzwyczajone do rządów gigantów, elfy, mroczne elfy, krasnoludy i ludzie postawieni zostali przed surową rzeczywistością radzenia sobie samemu. Na szczycie tej przerażającej zmiany, był świat w którym żyli, zniszczony przez uderzenie Młota Rozpaczy. Wielu zginęło podczas katastrofy spowodowanej przez Einhasad, wielu więcej zginęło w następstwie chaosu. Rasy świata błagały żarliwie bogów o wybawienie, jednak bogowie nie odpowiedzieli.

Pierwszymi, którzy zapanowali nad sytuacją były elfy, jako że byli rasą odpowiedzialną za politykę podczas rządów gigantów. Elfy odniosły sukces w jednoczeniu ras i kontynuacji życia. Jednak z upływem czasu stało się jasne, że elfy nie posiadały tych samych zdolności do rządzenia co giganci. Pierwszymi, którzy przeciwstawili się elfom były orki.

"Czy elfy są silniejsze niż my? Nie! Czy elfy mają prawo by nami rządzić? Nie! Nie możemy znieść, że słabsi od nas mają czelność wynosić się ponad nas!"

Militarna siła orków była potężna i żyjące w pokoju elfy nie były przeciwnikiem dla dumnych i nieustraszonych orków. Większość lądu natychmiast stała się terytorium orków, a elfy zostały zepchnięte w róg kontynentu. Tam elfy poszukały pomocy od krasnoludów, ponieważ wspomożone ich bogactwem i lepszą bronią miałyby szanse w starciu z orkami.
"Rasy ziemi" - wypłakiwały elfy - "Przybądźcie z pomocą. Brutalne hordy orków prześladują nas siłą. Przybądźcie - walczmy z nimi wspólnie."

Jednak krasnoludy chłodno odmówiły pomocy elfom. W ich oczach świat zmienił się na korzyść orków. Nie było powodu dla pragmatycznych krasnoludów by brać stronę słabszych. Choć rozwścieczone, Elfy nie mogły zmienić ich decyzji.

Elfy zdecydowały się szukać pomocy od rasy wiatru - arteias. Ich umiejętności zwiadowcze i atak powietrzny byłby wystarczającą pomocą dla elfów by zatriumfować nad orkami. Delegacja elfów wyruszyła na kraniec świata w poszukiwaniu pomocy arteias.

"Raso wiatru, przybywaj z pomocą! Barbarzyńskie orki ciemiężą nas swą siłą. Połączmy się i dajmy nauczkę tym głupcom!"

Jednak, jak zwykle, arteias nie były zainteresowane polityką, czy wojnami na ziemi. Zdecydowały nie brać żadnej ze stron i skryć się bardziej w głębi lądu. Elfy były zrozpaczone.

"Czy nikt nam nie pomoże! Czy to koniec naszego rodzaju? Czy obrzydliwe orki przejmą wszystkie lądy i przypiszą sobie całą chwałę i bogactwo?"



Rozdział 9: Nowe przymierze

Elfy przybite pragmatycznym podejściem krasnoludów i neutralnością arteias zostały same bez sprzymierzeńców w wojnie przeciw orkom. Pozostawione by opłakiwać swój los elfy zostały zaskoczone pojawieniem się przybysza w ich szeregach. Przybysz ukląkł przed królem elfów, który po bliższym przyjrzeniu odkrył, że przybysz jest przedstawicielem ludzi. Przybysz nosił koronę stworzoną z gałęzi drzew.

"O co chodzi, przywódco ludzi? - zapytał król elfów - "Przybyłeś kpić z naszego położenia?"

Człowiek uniósł głowę i przemówił - "Nie, mądry królu. Przybywam aby sprawdzić, czy nasze skromne siły mogą na coś się przydać."

Elfy rozradowały się, mimo że ludzie byli głupi i słabi, ich wielka liczba mogła wspomóc ich w walce.

"Godne pochwały, królu ludzi" - przyznał król elfów. "Możecie być mało znaczącymi istotami, jednak wasza lojalność i wola poświęcenia życia za nas jest godna podziwu. Kroczcie w walce ku zwycięstwu, aby znaleźć się jako rasa bezpośrednio pod elfami.

Król ludzi skłonił się głęboko przed królem elfów, po czym uniósł głowę, spoglądając na swojego elfiego odpowiednika. "Najszlachetniejszy królu" przemówił "My ludzie mamy tylko jedną prośbę zanim rozpoczniemy walkę o wspaniałe zwycięstwo elfiej rasy. Nasze moce są zbyt małe. Nasze zęby nie mogą nawet zadrapać skóry orków, a nasze paznokcie są bezużyteczne przeciw ich mięśniom. Błagamy cię, wyposażcie nas w moc aby móc stawić im czoła. Nauczcie nas waszej magii."

Ta śmiała prośba zszokowała i rozwścieczyła elfa. Nauczyć ludzi magii? Nigdy! Rozpoczął inkantację czaru, który zamieniłby człowieka w kupkę popiołu, lecz przerwała mu elfia przywódczyni Veora. Czuła ona, że prośba ta nie była groźbą i powinna zostać uszanowana. Ludzie byli zbyt słabi i mało prawdopodobne było, że mogliby pokonać orków bez pomocy. A z ich pośledniejszym umysłem, ludzie nie byliby zagrożeniem nawet gdyby potrafili władać magią. I tak oto podjęła decyzję, która kosztowała ją później życie.

Ludzie szybko chłonęli sztukę magii, ucząc się o wiele szybciej niż przewidywały elfy. Ludzkie ciała, choć nie tak silne jak orków, były wzmacniane poprzez ciągłe ćwiczenia i walki wewnątrzrasowe. Byli biegli w posługiwaniu się swymi dłońmi i mogli umiejętnie władać bronią a przede wszystkim ich liczba była olbrzymia i robiła wrażenie. W krótkim czasie, armia ludzi stała się budzącą grozę siłą.



Rozdział 10: Sojusznik zmienia się we wroga

Sojusz ludzi i elfów stopniowo zaczął wygrywać z orkami. W momencie gdy szale bitwy zaczęły przechylać się na stronę sojuszu, krasnoludy odstąpiły od wspomagania orków i rozpoczęły zaopatrywać w broń ludzi . W mocniejszych zbrojach i ostrą bronią krasnoludów, ludzie mogli pobić armię orków bez pomocy ze strony oddziałów elfów.

Elfy zaczęły się niepokoić mimo rosnącej ilości zwycięstw sojuszu. Wyczuwały, że przestały panować nad ludźmi, którzy rośli w siłę. Jednak nie pozwoliły by ich niepokój przerodził się w obawę, ponieważ nie potrafiły sobie wyobrazić, że najsłabsi z nich - ludzkie śmieci - mogli wzniecić rewolucję. Mając ostateczne zwycięstwo nad orkami w zasięgu ręki, elfy nie miały czasu przejmować się rasą ludzi. Ludzie kontynuowali swą naukę wyższych arkanów magii, aż w końcu wojna zakończyła się zwycięstwem sojuszu ludzi i elfów. Orki zostały zmuszone do podpisania upokarzającego traktatu pokojowego i szybko zbiegły we własne bezpieczne tereny na północnych krańcach Elmore.

Przywódca orków śmiał się odjeżdżając, "Głupie elfy. To zwycięstwo nie jest wasz, lecz brudnych ludzi. Jak zamierzacie kontrolować potwory przez was stworzone?"

Słysząc tą gorzką prawdę, elfy stanęły przed nowym zagrożeniem - ludźmi. Lecz po długiej bitwie, elfy były zbyt zmęczone i słabe aby walczyć. W przeciwieństwie do ludzi, z ich nowymi mocami magicznymi, którzy byli mocni. Ludzie powstali przeciwko elfom.

Zbyt późno elfy zdały sobie sprawę, że przygarnęły pod swoje skrzydła potomstwo smoków. Dzika walka magii przeciw magii ponownie wstrząsnęła światem. Jednak elfy były zbyt słabe by pobić ludzkie zastępy. Elfy były powoli spychane do momentu, w którym zmuszono je do ucieczki w bezpieczne lasy. Tam, w bezpiecznym miejscu, przygotowały się do ostatecznego starcia z ludźmi. Magia elfów była najsilniejsza w tych lasach, co elfy chciały wykorzystać by zwyciężyć.

Elfy wykopały głębokie lochy, które szybko rozbrzmiały echem krzyżowanych mieczy i odgłosów bitwy. Lecz ostateczne zwycięstwo trzymiesięcznego oblężenia przypadło ludziom. Ani elfia duma, ani magiczne moce lasu elfów, nawet najsilniejsza magia elfów nie mogły sprostać niekończącemu się napływowi ludzkiej armii. Elfy odniosły olbrzymie obrażenia i ostatecznie uciekły głęboko w las. W trakcie ucieczki rzuciły czar silnej bariery dookoła lasów aby zapobiec przenikaniu do nich ludzi i innych ras.
I tak oto ludzie stali się zdobywcami wszystkich krain.



Rozdział 11: Powrót do ogniska

Nieznajomy podniósł wzrok, ta część opowieści dobiegła końca.

Historia ta była zupełnie inna niż te, które słyszeliśmy wcześnie, mimo to brzmiała znajomo. Piękna elfka z naszej kompani siedziała cicho, jej oczy szkliły się od łez.

Noc pogłębiła się, gdy nieznajomy przemawiał - dzikie odgłosy zwierząt nie były nigdzie słyszalne. Wiatr przestał szumieć w liściach drzew, nawet woda płynąca w pobliskim strumieniu nie wydawała żadnych dźwięków. Jedynie dźwięk naszych oddechów i trzasku ogniska roznosił się w noc. Wyglądało to jakby sama natura wstrzymała oddech wsłuchując się w historię opowiadaną przy ognisku.

Przysunęliśmy się do siebie, gdy nieznajomy oczyściwszy swoje gardło niskim, grzmiącym kaszlnięciem rozpoczął ponownie.

"Więc. Czy nie jest to ironią, że najniższe z wszystkich istot, ludzie, ostatecznie wzięły w posiadanie cały świat? Jednak jest to rezultat ludzkiej woli. Nawet bogowie nie wyobrażali sobie, że ludzie będą rządzić światem.

"Teraz opowiem historię największego, najpiękniejszego królestwa ludzi z tych jakie istniały. Oto historia ludzi, którzy kroczyli tymi samym ścieżkami co giganty."



Rozdział 12: Przepisana historia

Podczas długich walk przeciw orkom i elfom, ludzie zaczęli tworzyć między sobą prymitywne księstwa. Centralna grupa złożona była z członków klanu Athena i ludzi utalentowanych w posługiwaniu się magią. Chronili swoich ludzi, utrzymywali porządek poprzez zastraszanie i okazyjnie włączali się w małe i wielkie bitwy.

Jednak porządek ten został zburzony szybko, gdy przywódca Athena Shuniman, zjednoczył regiony, które znane są teraz jako Aden i Elmore. Nazwał swoje nowe królestwo Elmoreden i koronował się na cesarza. Korona z gałęzi zdobiąca czoła jego przodków została zastąpiona złotą korona wysadzaną, nad czołem, klejnotami. Został uznany prawie równy bogom w tradycjach wyznawców.

Cesarz Shuniman martwił się ograniczeniami życia ludzi. Fakt, że Gran Kain, bóg śmierci i zniszczenia, był ich stworzycielem było powodem ich pośledniejszej natury. Dodatkowo, historie jakoby byli stworzeni z resztek po innych rasach były upokarzające dla nowych władców. Dla swego nowego królestwa potrzebowali oni nowego mitu, nowej historii, która dowiedzie ich szlachectwa.

Ostatecznie, poprzez szeroko zakrojone reformy religijne, Shuniman uczynił Einhasad, zamiast Gran Kain'a, boginią ludzi. Mit i historia zmieniły się, a ci, którzy praktykowali czarną magię jak i wyznawcy Gran Kain'a, byli prześladowani. Reforma religijna był kontynuowana przez pokolenia i w końcu wszyscy ludzie uwierzyli, że Einhasad, bogini dobra, była ich stworzycielkom, a Gran Kain był po prostu bogiem zła. Gdy Gran Kain dowiedział się o tym, śmiał się z zadowolenia.

"Nawet jeśli nie służą mnie, nie będę zły. Jednak głupi ludzie, nie ważne jak będziecie się starać, nie zakryjecie nieba swoimi rękoma - czy niebo na prawdę jest mniejsze niż wasze pojmowanie?"



Rozdział 13: Elmoreden i Perios

W czasie gdy Cesarz Shuniman i królestwo Elmoreden rosło i prosperowała, regiony Gracii za morzem wciąż dudniły od wrzawy. Geografia Gracii była różnorodna i niebezpieczna i podczas, gdy wielu ludzi walczyło o przejęcie kontroli nad nimi, nie pojawiły się wystarczające siły aby scalić rząd. Małe królestwa znaczyły krajobraz, roszcząc sobie prawa do spłachetków ziemi i przeprowadzając pomniejsze najazdy i większe bitwy w walce o dominację.

Nadeszły dni, kiedy silna armia Elmoreden najechała Gracia przez wschodni most morski i królestwo Gracii zostało zmuszone do przymierza we własnej obronie. Większość rodzin królewskich i arystokracji zostało wyciętych w pień. Arystokracja, która przetrwała urosła w siłę. W końcu, inwazja Elmoreden została odparta, posłużyła jednak do stworzenia podstaw dla zjednoczonego królestwa Gracia. Królestwo zostało nazwane Perios.

Od tego czasu, Perios i Elmoreden rozpoczęły zmagania w osiągnięciu dominacji. Elmoreden, które pierwsze stworzyło zjednoczone królestwo i posiadało większą siłę militarną było o wiele potężniejsze. Lecz Perios miał inną przewagę. Po pierwsze, morze rozgraniczające królestwa, ograniczało szlaki, którymi mogło atakować Elmoreden. Również dużej wagi był fakt, że ludność Perios posiadała potężne relikwie, pozostawione przez giganty, które mogły posłużyć w zmaganiach.

Pomimo swojej porażającej potęgi, w ostateczności królestwo Elmoreden nie mogło podbić Perios.



Rozdział 14: Beleth i Ivory Tower

W królestwie Elmoreden wznosiła się Ivory Tower, szkoła nauczania magii. Magowie z Ivory Tower pracowali nad odzyskaniem, poznaniem i ulepszeniem magii starożytnych gigantów. Magiczne moce uczonych z wieży były wielkie, i w pewnym momencie ich wpływy w królestwie były bliskie tych, które posiadał cesarz Elmoreden.

Wśród tych w Ivory Tower był Beleth, najsilniejszy ze wszystkich mag, jeden z największych geniuszy, którzy kiedykolwiek kroczyli po świecie. Beleth wpadł w obsesję magii gigantów i udało mu się posiąść prawie wszystkie ich moce. Lecz moc gigantów była przeklęta, nieprzeznaczona dla ludzi. Ambicje Beleth'a i pragnienie kontroli zawładnęły nim. Zaalarmowane, królestwo i magowie z Ivory Tower połączyli swe moce aby pozbyć się Beleth'a. Lecz Beleth posiadł nadzwyczajne siły i moce w mrocznych sztukach.

W końcu, magowie Ivory Tower użyli zakazanej czarnej magii aby stłumić moce Beleth'a na tyle, aby było możliwe jego pojmanie i umieszczenie w zapieczętowanych lochach pod wieżą. Pomimo rycerzy i magów pilnujących pieczęci, Beleth'owi udało się ją złamać i zbiec. Zbiegł na wyspę Hellbound aby odzyskać swe siły i kontynuować w ambitnych planach zawładnięcia światem.

Czarna magia rzucona by spętać Beleth'a miała dodatkowy trwały efekt. Południowe części regionu znane dziś jako Gludio popadły w ruinę w wyniku czarnej magii, a wielu ludzi zginęło, gdy rzucano czary. Królestwo oskarżało o to Beleth'a i rozpuściło plotki, że Beleth był złem wcielonym pośród ludzi.



Rozdział 15: Niezgoda wśród elfów

W tym czasie, wielkie zmiany zaszły w lasach elfów. Straciwszy kontrolę nad kontynentem na rzecz ludzi, elfy stopniowo traciły swoją pewność siebie. Wszystkie zapomniały o swoich ambicjach by rządzić ziemią i stały się zadowolone z ich spokojnego życia pośród lasów.

Była jednak grupa znana jako Brązowe Elfy, którą mierziło samozadowolenie elfów. Opętani ambicją, nalegali na kontynuowanie walki z ludźmi, nawet jeśli wymagałoby to wykorzystania zakazanej czarnej magii. Jednak, postawa ta napotkała gwałtowny sprzeciw pozostałych elfów.

W tym czasie, ludzki mag pojawił się pośród Brązowych Elfów i podchodząc do ich przywódcy rzekł:

"Królu Brązowych Elfów - pożądasz mocy. Jednak słabe Leśne Elfy i ich poplecznicy boją się tego, że posiądziesz wielkie moce, których tak pragniesz. Ich jedynym zmartwieniem jest to, że zaatakujesz ich albo ściągniesz na nich jeszcze większą plagę poprzez prowokowanie ludzi. To są te strachliwe myśli, które stworzyły słabość wśród elfiej rasy.

Przywódca Brązowych Elfów odpowiedział ostrożnie: "Kim jesteś ludzki magu? Jaki cel masz w oszukiwaniu nas?"

"Moje imię brzmi Dasparion i jestem zwykłym magiem. Lecz posiadłem moce, które pożądasz. Mogę pomóc Ci w spełnieniu ambicji, lecz w zamian musisz mi dać to czego ja pożądam."

"Tego, co pożądasz? A cóż to może być?"

"Twą młodość. Sekret wiecznego życia". Kąciki ust Dasparion'a drgnęły w słabym uśmiechu. "Pomimo, że jestem utalentowany w posługiwaniu się magią, wciąż jestem człowiekiem a długość mojego życia nie przekroczy nawet stu lat. Więc, królu Brązowych Elfów, jaka jest twoja decyzja? Możemy pomóc sobie wzajemnie w osiągnięciu tego, co pożądamy."

Uwiedzione przez moce czarnej magii, którą posiadał Dasparion, Brązowe Elfy zaakceptowały jego propozycję i wyuczyły się mrocznej sztuki pod jego przewodnictwem. W zamian Dasparion posiadł wiedzę o nieśmiertelności i opuścił lasy zadowolony.

W wyniku tych zdarzeń, elfy wygnały Brązowe Elfy które porzuciły Einhasad i podążyły za Gran Kain'em. Wywiązała się bitwa pomiędzy elfami. Brązowe Elfy, zachowały się tak jak przewidział Dasparion w swoim spisku, użyły zabójczego czaru, aby zniszczyć Leśne Elfy. Jednak Leśne Elfy, wydając swoje ostatnie tchnienie, przeklęły Brązowe Elfy. W wyniku klątwy zgniły lasy zamieszkane przez Brązowe Elfy i w ten sposób stały się rasą ciemności. Od tego czasu, Brązowe Elfy znane są jako Mroczne Elfy.



Rozdział 16: Koniec złotej ery

Złota era Elmoreden trwała około tysiąca lat od swojego początku, gdy panował cesarz Baium. Wielką charyzmą i umiejętnościami przywódczymi, Baium stworzył najsilniejszą armię w historii królestwa. Armia ta przegnała orki, które posiadały duże wpływy w północnych obszarach Elmore, w czarne lasy, znane później jako Królestwo Orków. Dodatkowo, armia Baium'a przeprowadzała ataki wymierzone przeciw królestwu Perios, doprowadzając w końcu do okupacji południowych części Gracii.

W swych późniejszych latach, Baium stracił zainteresowanie podbojami i użył swoich królewskich sił w rozpoczęcie konstrukcji misternej wieży sięgającej chmur.

"Moje imię powoduje strach we wszystkich zakątkach kontynentu. Życie tysięcy może zostać przerwane lub ocalone skinieniem mojej ręki. Moja siła jest absolutna. Ale tego, że mogę mieć te moce tylko przez parę dekad nie mogę znieść! Nie - muszę otrzymać od bogów życie wieczne i rządzić moim królestwem po wsze czasy!"

Budowa wspaniałej wieży projektu Baium'a trwała 30 lat. Baium zamierzał użyć wieży do wspięcia się do rezydencji bogów i uzyskać sekret życia wiecznego. Gdy wspiął się na wieżę, bogowie sprzeciwili się jego planom i dali mu taką odpowiedź:

"Potomku niskich ludzi, niski człowieku: Ważysz się brukać nasze rezydencje dla własnego nieskończonego życia? Czy niczego nie nauczyłeś się z lekcji jaką odebrali giganci? Bardzo dobrze, jeśli wieczne życie jest tym czego pragniesz, otrzymasz od nas to czego pożądasz. Jednak nigdy nie opuścisz już swojej wieży."

Ściągnąwszy na siebie gniew bogów, Baium został uwięziony po wsze czasy na szczycie swojej wieży. Po nagłym zniknięciu cesarza, zacięta rywalizacja wdarła się pomiędzy członków królewskiej rodziny w walce o tron. Również arystokracja wykorzystała sposobność do zgłoszenia swoich roszczeń do tronu, co popchnęło całe królestwo Elmoreden w konflikt wewnętrzny. Koszty i ogrom prac w konstrukcji wieży osłabiły królestwo. Dodatkowy konflikt i walki o tron przepełniły czarę goryczy. Wspaniałe królestwo Elmoreden, panujące nad kontynentem przez więcej niż tysiąclecie gwałtownie popadło w ruinę. Przez 20 lat królestwem rządził chaos.



Rozdział 17: Powrót do ogniska

Historia, opowiadana w zamian za jedzenie i ciepło ognia, rozwinęła się w nieprzyjemny sposób. Nie znaliśmy tożsamości przybysza, nie wiedzieliśmy również dlaczego opowiadał nam te historie. Słuchaliśmy dalej, przykuci, nie mogąc odwrócić wzroku ani poruszyć się, tak jakby niewidzialna siła przykuła nas do siedzeń.

Mężczyzna zachowywał się tak jakby nas tam w ogóle nie było. Zebrał suche gałązki zalegające dookoła i dorzucił je do dogasającego ognia. Płomienie, które już zanikały, rozpaliły się z odnowioną siłą. Mężczyzna nawet nie spojrzał w naszym kierunku i ponownie zaczął mówić.

"Moja opowieść już prawie dobiega końca. Historia, którą teraz opowiem jest znana - o zmaganiach ludzi, które toczą się do dziś dzień. Oto historia kontynentu po upadku Elmoreden."


Rozdział 18: Bitwa o kontynent

Podczas gdy rozpad Elmoreden spowolnił upadek królestwa Perios, nic nie mogło powstrzymać nadchodzących na Graci'e plag od południa, ani niszczącego zimna, które nadeszło z północy. Tak jak wcześniej Elmoreden, Perios znikł w zakurzonych tomach historii.

Po upadku tych wielkich kiedyś królestw, ziemie zostały uwikłane w potworne zamieszanie, a mroczne czasy przypomniały wszystkim o pokłosiu Wielkiej Plagi. Ludzka arystokracja walczyła ze sobą o panowanie, niektórzy z nich nadawali prawa ziemskie nieludziom w zamian za pomoc militarną. Orki wykorzystały tą okazję i stanąwszy na nogi odbudowały swoją siłę. Zreorganizowawszy swoje armii, Orki ponownie rozpoczęły kampanię dominacji nad kontynentem. Ich armie były potężne i wkrótce okupowały północne obszary Elmore, jednak wewnętrzne walki pomiędzy szlachtą i pospólstwem orków osłabiły ich moc.

Pośród konfliktów, Elfom pozostała walka o życie w niekończącej się bitwie przeciw swoim mrocznym pobratymcom. A krasnoludy nie były przeciwnikiem dla siejącej zniszczenie armii Orków i łatwo zostały zepchnięte na bok.

W międzyczasie, pojawił się dominujący odłam ludzi, znany jako królestwo Elmore. Rościli oni sobie bezpośrednie pochodzenie z linii cesarza Elmoreden, co będąc prawdą lub mitem, zostało szeroko zaakceptowane, ponieważ posiadali oni prawdę siły i miecza jako poparcie swych słów. Armia Elmore starła się z armią orków w trakcie wielu przerażających bitew. Wojna toczyła się latami, obie strony ponosiły olbrzymie jej koszty. Pomimo, że siły armii były zrównoważone, a ludzie zdziesiątkowali wroga, czysta siła potężnej armii orków była budzącym grozę przeciwnikiem. Pomimo to, w końcu, pokonani Orkowie ponownie zostali zepchnięci z powrotem do swoich ziem, gdzie wyczekiwali na odpowiedni czas i opracowywali zemstę. Ci z krasnoludów, którzy przetrwali, zostali wygnani z kontynentu ludzi w głąb Spine Mountains.

Z ograniczonymi siłami militarnymi, armia Elmore objęła kontrolę nad całymi północnymi obszarami i pomaszerowała na południe z misją zjednoczenia kontynentu pod flagą Elmore. Jednak zjednoczenie podzielonego kontynentu nie było im dane. Oren, najpotężniejsze z południowych królestw, oparło się najeźdźcy z pomocą silnych magów i znakomicie wyćwiczonym żołnierzom - Elmore nie było przeciwnikiem dla zaciekłości armii broniącej swojej ziemi.

Różne południowe królestwa prosperowały pod ochroną Oren i wspólnie zaczęły formować jeden naród. Królestwa te utrzymywały równowagę między sobą, prosperowały i urosły w siłę.



Rozdział 19: Powstanie dwóch królestw

Liczne wojny trwały przez wiele generacji, i w tym chaosie, Gracia stała się pierwszom, która rozpoczęła starania o zjednoczenie. Człowiek zwany Paris'em, dzięki swemu męstwu i nadzwyczajnej sile przysporzył chwały swoim ludziom, wygrywając wiele bitew i obejmując we władanie ziemie w imieniu Beheim'a.

Paris został uznany legendarnym, kiedy wraz ze swoją armią stanął naprzeciw złowrogich górali z Quaser. W desperackiej walce z Tor'em, najpotężniejszym wojownikiem Quaser, Paris zadał mu decydującą ranę. Legenda mówi, że Tor, który nie przegrał nigdy wcześniej żadnej walki, powiedział,

"Czy ty na prawdę jesteś człowiekiem? Ta siła, ta szybkość!"

Stojąc przed swoim wrogiem, Paris popatrzył na pole bitwy i odparł,

"Tak bardzo pragnąłem zjednoczyć te ziemie... Odważny wojowniku północy, przyrzeknij mi swoją lojalność, a razem podbijemy wszystkich, którzy się nam sprzeciwią."

I tak Paris poprowadził rycerzy Białego Sokoła i rycerzy Wiatry i nowego sprzymierzeńca - górali przez lądy Gracii i osiągnął wiele zwycięstw wojennych. Powierzchnia Beheim rozrosła się więcej niż pięciokrotnie niż pierwsze granice, a Paris zorganizował powstanie przeciw rządzącymi i sięgnął po tron.

W międzyczasie, południowe obszary wrzały aktywnością i wielu było zaniepokojonych burzliwymi wiadomościami z Gracii i Elmore. Charyzmatyczny przywódca o imieniu Raoul, poprowadził swoją własną kampanię by zgromadzić wojska pod swoją flagą. Płomienny mówca, Raoul pokonał tych, którzy mu się przeciwstawili - nie bronią lecz słowami. Jedna z jego przemów brzmiała z reguły tak:

"Panowie ziemi! Czy nie widzicie co się dzieje poza naszymi granicami? Budzący grozę wrogowie maszerują na nas w czasie tej mowy! Królestwo Elmore długo pożądało naszego bogactwa i naszych ziem, a teraz czeka tylko na odpowiedni czas by uderzyć. Jeśli obszary Gracii za morzem także zdecydują się ruszyć, będziemy pokonani! Nie ma innej opcji jak połączyć nasze armie razem pod jedną flagą i przygotować się do wojny."

Raoul użył perswazji by stopniowo połączyć południowe tereny ze sobą. Jednak dostrzegane zagrożenie ze strony królestwa Elmore nie było tak wielkie jak się wydawało, ponieważ było ono zbyt zajęte radzeniem sobie z masowym powstaniem orków by zwracać uwagę na Aden.

Mimo wszystko, Raoul jako pierwszy połączył siły ze swoim lojalnym sprzymierzeńcem Inadril'em i połączone razem ziemie zapoczątkowały królestwo Aden. W przeciwieństwie do Paris'a Raoul toczył bezkrwawą kampanię i łatwo przyłączył zachodnie Kiran i Dion.

To właśnie w Oren pierwszy raz przeciwstawiono się planom Raoul'a. Oren przypisywało sobie przewodnictwo południowych ziem i nie zaakceptowało innego niż ich przywódcy. Ostatecznie dwa królestwa starły się z sobą, lecz to królestwo Aden osiągnęło nadzwyczajne zwycięstwo. Królestwo Gludio, będąc świadkiem potęgi armii Aden, dobrowolnie wybrało sojusz z Aden, kończąc tym samym jednoczenie. Od tego czasu, Raoul znany jest jako Król Zjednoczenia.



Rozdział 20: Następcy tronów

Wkrótce po zjednoczeniu Aden, Gracia ogarnęła własne ziemie, gdy ostatni przeciwnik, Hwuh, wpadł w ręce Paris'a. Paris przeniósł stolicę do Arpenino i zreorganizował struktury swojego królestwa.

Nowe, potężne Aden udowodniło, dzięki udanej obronie przeciw zakusom Elmore, że jest siłą z którą trzeba się liczyć. Jednakże, nowa strona została przewrócona w historii Aden, kiedy spadła na wszystkich wiadomość o nagłej śmierci Raoul'a. Wyczuwając dogodny moment na uderzenie, Elmore
wielokrotnie najeżdżało północe obszary Aden. Następca Raoul'a, Trabis, potrafił odeprzeć najeźdźcę, jednak wkrótce zmarł w wyniku tajemniczej choroby. Następnym w kolejce do tronu był szesnastoletni chłopiec o imieniu Amadeo.

Usłyszawszy tą wiadomość, Paris zakrzyknął, "Niebiosa wspomagają nasze królestwo Gracia. Szesnastoletni król? To będzie upadek królestwa Aden!"

Lecz Paris poważnie nie docenił młodego Amadeo. Młody król odniósł sukces w błyskotliwej obronie przeciw zmasowanemu atakowi Elmore i Paris wyczuł, że okazja do podbicia Aden wymyka mu się. Ignorując rady wszystich, włączając rady od Dillios'a, swojej zaufanej prawej ręki, Paris rozpoczął zmasowany atak lądem i z morza.

Wyniki były katastrofalne.

Asteir, pozbawiony władzy król Elmor, połączył swoje siły z Aden, długoletnim wrogiem swego ojca.

"Nie masz wstydu? Powinieneś paść na swój miecz za popieranie strony wrogów swojego ojca! wykrzyczał w złości Paris.
Asteir zignorował komentarz i odpowiedział, "Młodym mogę się zająć później, teraz ty jesteś moją główną zdobyczą."

Bitwa o Kiran była punktem zwrotnym wojny, siły Gracii, pobite i zdemoralizowane uciekły na własne ziemie. Porażka inwazji na Aden pozostawiła głęboką ranę w dumie Paris'a, który nigdy nie doświadczył przegranej. W końcu Paris zachorował i wkrótce po tym zmarł .
Następcą Gracii był słabowity człowiek o imieniu Carnaria, którego wielu uznawało za niezdolnego do rządzenia królestwem. W końcu, Cucarus zakwestionował prawo Carnaria do tronu. Wspierany przez kiedyś zaufanego doradcę Paris'a Dillios'a, Cucarus uzyskał popularność wśród ludu Gracia, i dokonał rozłamu królestwa na dwie frakcje. Północna i Południowa Gracia stały się zawziętymi wrogami, a ich zmagania pochłaniały całą ich energię.
Były to najlepsze wiadomości dla Amadeo, który wykorzystał przerwę w walkach by wzmocnić królestwo Aden. Dzięki jego staraniom, Aden, Elmore i Gracia zawarły traktat pokojowy i wiek niepewnego pokoju przeminął.



Rozdział 21: Epilog

Gdy mężczyzna skończył swoją historię, światło zaczęło rozjaśniać mroczne niebo. Długa noc skończyła się i nadchodził ranek. Z ognia nie pozostało nic prócz tlącego się popiołu.

"Więc moje opowiadanie dobiegło końca. Gdy czas będzie przemijał, może historia będzie kontynuowana? Kto wie, może któregoś dnia wasze imiona znajdą się w tej opowieści?"
Poranne promienie słońca rozpełzały się po ziemi i mogłem wyczuć pośpiech, jakby omijały mnie znaczące wydarzenia. Zabrało mi chwilę by wydobyć z siebie głos i odważyć się zapytać "Kim jesteś? Dlaczego opowiadasz nam te historie i jak możesz znać je wszystkie?"

Mężczyzna bez słowa powstał na nogi. Gdy stawał, zaczął rozrastać się! Wydawał się normalnym człowiekiem gdy siedział, ale teraz był gigantyczny, wysoki prawie na 20 stóp - rzucając cień na całą grupę. Jego rysy pozostały nierozpoznawalne pod jego kapturem. Powoli, subtelnie zaczął zanikać. Mogę tylko opisać to teraz jako więdnięcie jego brzegów i nagle w podmuchu wiatru zniknął jak pył.
Nie powiedział nam wtedy, lecz teraz myślę, że wiem kim on był. Przebieranie się aby opowiadać historię ras świata było dokładnie tym, co mogło przystawać do kogoś, kto istniał od początku świata. Może nawet do kogoś, kto stworzył rasę ludzką.
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Orlas
Członek gildii


Dołączył: 20 Mar 2007
Posty: 264
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: z Zadupia

 Post Wysłany: Wto 19:09, 17 Kwi 2007    Temat postu:

nie wiem co to jest ale raczej na to nie wchodze:P
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
McArthur



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 451
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Śro 0:30, 18 Kwi 2007    Temat postu:

usuniete :[ juz zaczynaja draznic mnie te spamy na forum grrr
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum BLOOD and HONOR Strona Główna » Plotki, ploteczki, dowcipy » Opowiadania w klimacie HB
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie GMT
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group